Bobo na urlopie, czyli wakacje z dzieckiem

10 stycznia 2020, 

Mówi się, że wakacje z dzieckiem, to po prostu zajmowanie się dzieckiem w innym miejscu 🙂 I coś w tym jest, bo jak wytłumaczyć małemu Bobo, że wstawanie przed 6 rano podczas urlopu, to nie jest wcale taki dobry pomysł, że woda w basenie bardziej służy do pływania, a nie do picia i że kredkami to rysujemy po kartkach, a nie hotelowych ścianach. Podczas wakacji z dziećmi musimy mieć często oczy dookoła głowy jeszcze bardziej zaangażowane w obserwowanie malucha niż zwykle, bo przecież wszystko takie ciekawe, jest pełno nowych rzeczy do złapania i na każdą rzecz chciałoby się wspiąć. A my jeszcze nie wiemy gdzie w pokojach są kontakty, co może spaść na głowę, czy kostka w toalecie wygląda smacznie i czy lala z batmanem mają gdzie spać.

Do tego dochodzi kwestia jedzenia. Nie ma naszej kuchni, naszego warzywniaka, w którym zawsze na tej samej półce znajdzie się ziemniak dla zgłodniałego Bobo i naszego krzesełka do karmienia (chyba że macie to z Ikei, to one są prawie wszędzie), dzięki któremu pomieszczenie po posiłku jest po prostu brudne, a nie kosmicznie brudne.

Do wyjazdu warto się jedzeniowo przygotować. Zrozumiałam to dopiero po kilku wycieczkach, podczas których trzeba było nerwowo poszukiwać sklepu, bo dziecko głodne, nasze codziennie menu ograniczało się do owsianki, makaronu i chleba, a jedzenie na kolanach u mamy albo na podłodze kończyło się koniecznością szorowania wszystkiego dookoła (a kto by chciał zajmować się sprzątaniem na wakacjach!!). I chociaż uwielbiam wakacje z Bobo, myślę, że jest po prostu łatwiej jak się poświęci trochę czasu na przygotowania zamiast iść całkowicie na żywioł.   

Z wycieczki na wycieczkę idzie nam coraz lepiej. Dlatego podzielę się z Wami jak to u nas wygląda.

Przygotowując się do wyjazdu (a najlepiej szukając miejsca na wakacje z dzieckiem) dobrze jest dowiedzieć się co będzie na miejscu.

Zwróć uwagę na to czy na miejscu jest:
  • wyżywienie, a jeśli tak to jakie. U nas szwedzki stół lepiej się sprawdza niż gotowe dania, bo zawsze coś można wyszukać, a nie raz schab, raz szpinak 🙂
  • własna kuchnia, w której możecie coś przygotować (czy po prostu mieszkacie sobie w pokoju z czajnikiem)
  • krzesełko do karmienia (mamy za sobą wakacje z dzieckiem mniej więcej rocznym, na których krzesełka nie było – kuchnia to był jeden wielki bałagan)
  • restauracje w pobliżu
  • sklep (jaki i jak daleko od domu). I czy przypadkiem nie przyjeżdżacie akurat w dniu jakiegoś święta kiedy sklepy pozamykane albo czy przez pól dnia nie ma sjesty.
  • lodówka (w sezonie letnim bez lodówki odpada nam opcja przechowywania dość dużej części produktów).

Bardzo dużo też zależy od tego, w jakim wieku macie dzieci i jak jedzą na co dzień. Z nami dorosłymi jest często tak, że możemy sobie pojechać w dowolne miejsce na świecie i na czas wyjazdu przestawić się na lokalne zwyczaje jedzeniowe. Mało kto na wycieczkę do Tajlandii ciągnie ze sobą swoje ulubione kabanosy (no może dwie paczki jeszcze przejdą, ale zapas na całe dwa tygodnie już raczej nie :)). Z dziećmi może być inaczej. Nigdy nie wiemy na pewno jak maluch zareaguje na całkiem nowe potrawy (zwłaszcza z dziećmi w okresie neofobii liczenie na to, że będą się zajadać samymi nowościami jest dość ryzykowne – o neofobii pisałam tutaj). Jeśli jedziemy na wakacje z dzieckiem w zupełnie nowe miejsce, nie mamy też pewności czy to, co zastaniemy na miejscu będzie dla niego odpowiednie. O ile przy starszych dzieciach można pójść trochę bardziej na żywioł, o tyle do wyjazdu z maluchem dobrze jest się przygotować. Raczej nie liczyłabym na to, że takie roczne dziecko zje to co Wy w restauracji i niczego więcej nie będzie mu trzeba. Dużo zależy od dziecka i od oferty gastronomicznej na miejscu. My często robiliśmy tak, że mała jadła w apartamencie to, co jej ugotowałam, a w restauracji podbierała nam trochę pieczonych ziemniaków i oczywiście buły, którą kelner przyniósł jako przystawkę.

I jeszcze jedno – nie polecam zabierania się za rozszerzanie diety na wyjeździe, zwłaszcza jeśli chcecie podawać dziecku jedzenie w kawałkach. Te pierwsze próby samodzielnego jedzenia to często mało pokarmów w buzi, a mnóstwo wszędzie dookoła. Raczej nie chcecie robić tego w hotelowym pokoju czy restauracji z dywanem 🙂

Co zabrać ze sobą na wyjazd?

Mam dla Was kilka pomysłów. Wybierzcie z nich te, które pasują Wam, dziecku i nadają się do zastosowania na Waszym wyjeździe.

1. Słoiczki z jedzeniem dla dzieci – jeśli korzystacie z nich na co dzień, to będzie łatwiej. Pakujemy zestaw do torby i mamy część kłopotu z głowy. Jeżeli jednak Twoje dziecko nie je takich rzeczy, to sprawdź przed wyjazdem czy w ogóle będzie chciało wcinać takie przysmaki. Bo może się okazać, że zabierzesz mnóstwo dzieciowych obiadków, które sama będziesz musiała zjeść. Dziecko tego nie tknie i koniec. Moja córka od samego początku rozszerzania diety odmawiająca wszelkiego wkładania jej łyżeczki do buzi, dopiero w wieku kilkunastu miesięcy pozwoliła się nakarmić zupą, a jedzenia ze słoika do teraz nie akceptuje.

2. Zapasteryzowane jedzenie w słoiku– opcja wymagająca czasu, ale żeby nie dokładać sobie roboty przed wyjazdem polecam zrobić większą porcję jak będziecie robić obiad i odłożyć część do słoików na później.  

Jak przygotować słoikowe jedzenie?

Ja przygotowuję jedzenie (mięso, ryby, warzywa), wrzucam do słoików, dokładnie je zakręcam i wkładam do dużego garnka. Zalewam wodą i gotuję (40 minut, 30 minut i 30 minut – mam raczej małe słoiki, przy większych czas gotowania powinien być dłuższy)

Jak pisze Jakub Kuroń: „Pierwsza pasteryzacja daje nam trwałość produktu do 1 miesiąca, przy konieczności przechowywania w temperaturze poniżej 10ºC, druga przedłuża nam trwałość do 6 miesięcy, nadal w niskich temperaturach, a trzecia 6 miesięcy nawet bez chłodzenia.”

3. Bagażnik pełen zakupów (kasze, makarony, płatki, owoce itp.) – opcja raczej dla jadących autem, którzy mogą sobie pozwolić na zabranie ze sobą podstawowej bazy jedzeniowej. Jesteście gotowi na gotowanie od samego początku, nie trzeba ganiać za sklepem zaraz po przyjeździe. Ze względu na to, że nasz najmłodszy członek rodziny zdecydowanie nie pała miłością do podróżowania samochodem, u nas ta opcja raczej odpada. Korzystamy ze środków transportu zbiorowego i zaopatrujemy się w takie rzeczy już na miejscu.

4. Śliniaczki, mata pod krzesełko, kubek/ butelka, krzesełko do karmienia – w zależności od tego z czego korzystacie na co dzień i ile bagaży możecie ze sobą zabrać

5. Chrupki, wafle ryżowe, suszone owoce i inne podobne przekąski dla najmłodszych – na co dzień staram się mocno ograniczać takie rzeczy, ale podczas wyjazdów z nich korzystamy. Nie żeby dziecko było pół dnia na suszonych truskawkach, ale podczas podróży czy zanim się zorganizujemy na miejscu mogą bardzo pomóc. Zanim włożycie takie przekąski do koszyka w sklepie sprawdźcie jaki mają skład. Na niektórych jest napisane, że są przeznaczone dla dzieci po 6. czy nawet 4. miesiącu życia, a cukru w nich mnóstwo 🙁

My na drogę (i to nie tylko na wakacje z dzieckiem) często robimy amarantuski

To tyle :). Dowiedzcie się jak wygląda miejsce, w które jedziecie, zorientujcie mniej więcej co Wasze dziecko może jeść na miejscu i w razie potrzeby zabierzcie ze sobą trochę swoich rzeczy. I co najważniejsze, bawcie się dobrze i na tyle, na ile to możliwe poodpoczywajcie! <3