Zero waste i dziecko

6 maja 2020, 

Zanim przystąpisz do akcji i zaczniesz wprowadzać zmiany w kierunku zero waste, postaw sobie diagnozę czyli

…. rzuć okiem na Wasze śmieci i zobacz czego macie najwięcej 🙂

Dowiesz się dzięki temu, które aspekty przychodzą Wam naturalnie i idą już świetnie, a nad którymi warto jeszcze popracować.

Zero waste w dosłownym znaczeniu to życie bez generowania śmieci. Dla kogoś, kto codziennie znosi do pojemnika przed blokiem worek pełen pampersów, opakowań po jedzeniu i piciu, niedojedzonych obiadków i innych odpadów dnia poprzedniego, idea niewytwarzania śmieci może wydawać się mocno abstrakcyjna. Zaznaczę tutaj, że we współczesnym świecie praktycznie niemożliwe jest bycie zero waste w 100%. Dlatego dążymy do tego żeby śmieci było mniej. Czyli żebyśmy byli tacy minimum waste.

Kiedyś jak Bobo była jeszcze mniejsza i usypianie jej zajmowało miliony minut, podczas skakania na piłeczce (żeby zasnęła) słuchałam podcastu o minimalizmie i zero waste. Od pierwszego usłyszenia poczułam, że to to 🙂 Daleko nam do zero waste ’owego życia, ale kilka rzeczy udało mi się od tego czasu wprowadzić.

Nadal często chodzimy wyrzucać śmieci i nie łudzimy się ideą życia zupełnie bez produkcji odpadów. Jednak krok po kroku wprowadzamy nowe zasady, dzięki którym jest tych śmieci coraz mniej. Nazwałabym siebie taką raczkującą zerowasterką.

Mam dla Ciebie 12 sposobów na ograniczenie śmieci:

1. Zaplanuj co kupisz

Dlaczego warto przygotowywać listę zakupów?

W Polsce co roku marnuje się 9 milionów ton żywności. To jest tak abstrakcyjna liczba, że ciężko jest ją sobie wyobrazić. Żeby Ci pomóc posłużę się przykładem dinozaura. Rodzice, których Bobo fascynują się dinozaurami pewnie wiedzą, że Brontozaur, który był naprawdę wielkim 20 metrowym stworzeniem ważył mniej więcej 25 ton. Wiecie ile Brontozaurów musiałoby się zebrać i stanąć razem na jednej wielkiej wadze żeby wskazówka pokazała 9 milionów ton? To by było 360 tysięcy takich ogromnych dinozaurów! To jak Brontozaur za Brontozauren ustawione jeden za drugim z Warszawy do Pekinu. Euroazjatycka autostrada Brontozaurów.

Kończąc już opowieść o Brontozaurach i wracając do listy zakupów, długo uciekałam przed planowaniem. Wydawało mi się, że to strata czasu takie pisanie co i kiedy będziemy jeść i że fajniej będzie jak pójdę na żywioł w sklepie. Biegałam do tego sklepu codziennie ze dwa razy, bo zawsze czegoś brakowało, a że lubię biegać to mi to wcale nie przeszkadzało. Dopiero pandemia wymusiła na mnie planowanie zakupów i jestem zachwycona tym, jak to ułatwia życie!

W kontekście zero waste, kupowanie tylko tego, co jesteśmy w stanie zjeść, to podstawa. Warto zadbać o to żeby nie znosić do domu tryliarda niepotrzebnych produktów, które po pewnym czasie trzeba będzie wyrzucić.

Jeśli już masz w domu za dużo jedzenia, ratunkiem może być następny punkt, czyli

2. Mrożenie, suszenie i inne przetwory

Podejrzewam, że większość z Was ma dużo większe doświadczenie w tym temacie niż ja. Co tu ukrywać – nie umiem w przetwory.

Niedawno się dowiedziałam, że świeże zioła można mrozić. Zaczęłam stosować i gorąco polecam. Nieraz zdarzało mi się kupić bazylię w doniczce, trochę skubnąć i wyrzucać połowę bo zwiędła. Teraz od czasu do czasu robię sobie taki rajd po kuchni i sprawdzam czy żywotność ziół nie zbliża się ku końcowi. Jeśli widzę, że nie zdążymy ich zjeść zanim zejdą, to wkładam do zamrażalnika i wyciągam kiedy potrzebuję.    

Często mrożę też niedojedzone obiady i owoce (u nas głównie borówki i maliny).

3. Danie, które przyjmie wszystko

U nas to najczęściej zapiekanka. Taki mix z lodówkowych resztek. Wkładam do naczynia żaroodpornego pozostałości jedzeniowe, takie jak kasza, ryż, makaron, dodaję do tego warzywa, pomidory w puszce, posypuję serem żółtym, przyprawiam i jest!

Podobno dobrze sprawdzają się tutaj też pasztety, ale ja chyba nie jestem dobra w pasztety, bo nawet jak staram się trzymać przepisu, to często nie wychodzi. Więc improwizacji pt. „pasztet z resztek” trochę się boję, natomiast Was oczywiście, jeśli umiecie,  serdecznie zachęcam 🙂

4. Tryliard akcesoriów do karmienia

Przeglądając Internet czy wchodząc do sklepu z rzeczami dla dzieci, można odnieść wrażenie, że Bobo potrzebuje mnóstwa akcesoriów żeby w ogóle móc coś zjeść. Kolorowe miseczki, specjalne sztućce, które dzięki idealnie zaprojektowanym wygięciom sprawią, ze dziecku nadziany kawałek ziemniaka wejdzie do buzi pod odpowiednim kątem, inny śliniak na śniadanie, inny na podwieczorek i do zupy, talerz, który nie spada ze stołu (córka oderwała w 3 sekundy :)), talerz, z którego najlepiej się je jogurt i talerz, do którego możesz nalać wodę żeby go dociążyć. Chociaż czasami ciężko nam się powstrzymać przed kupnem takich ładnych dzieciowych sprzętów (bo one naprawdę są śliczne!), to naprawdę warto się zastanowić czy koniecznie potrzebujemy czterech talerzy i sześciu kubków dla dziecka.

Dodatkową zaletą posiadania jednego zestawu jest to, że nie zrujnujesz dziecku poranka podając nie ten kubek, na który miało ochotę. Jeśli u nas w przedpokoju przed wyjściem na spacer stoi więcej niż jedna para butów, to co drugie wyjście na dwór poprzedzone jest małym dramatem, bo zaproponowałam nie te buty co trzeba albo nie zgadzam się na „na lewą kalosza, a na prawą sandałka”. Wolę w kuchni unikać takich sytuacji 🙂 

5. Pies, kot albo inne głodne zwierzę.
zero waste dziecko

Jeśli to, co dziecku spadło ze stołu nadaje się do zjedzenia przez psa, może okazać się, że nie tylko jedzenie się nie zmarnuje, ale jednocześnie zwierzak sprzątnie Wam kuchnię po posiłku. Brzmi zachęcająco. Koty u naszej babci bardzo się cieszyły z niedojedzonego mięsa i ryb. Upewnijcie się przed podaniem zwierzęciu jedzenia, że jest ono dla niego odpowiednie. Nie wszystko co spadnie ze stołu jest dla każdego.  

6. Duża czysta mata pod krzesełkiem

Zwłaszcza jeśli podajecie dziecku jedzenie w kawałkach do samodzielnego jedzenia.

Zdarzają się posiłki, kiedy to większość jedzenia ląduje na ziemi. Nie wszystko co z impetem wyleciało z miseczki musi od razu iść do śmieci. Jeśli maluch wziął sobie kawałek do ręki i od razu go wyrzuca (bez uprzedniego przemielenia w buzi), można go z tej maty później zdjąć i zjeść  Ja bardzo często przeglądam matę po jedzeniu i zbieram z niej to, co nadaje się do podania jeszcze raz. Albo jak jestem głodna to po prostu sama zjadam.

7. Małe porcje 

Karmiąc Bobo podawaj mu małe porcje i jak się okaże, że to za mało, to dołóż. Zamiast kłaść przed dzieckiem stertę jedzenia, polecam dać po 1-2 kawałki każdego produktu.

Mniej jedzenia zostanie przerobione przez małe rączki i wyląduje na podłodze. Co więcej, dziecku często łatwiej jest się skupić na jedzeniu jak nie leży przed nim wielka góra zbudowana z różnych produktów.  

Moja córka jest teraz na etapie moczenia swoich kanapeczek w wodzie i mieszania różnych składników ze sobą. Dlatego dostaje małe porcje i jak coś jej się skończy, to jej dokładam. Tym sposobem nie wyrzucam wielkiej porcji jogurtu wymieszanego z ogórkiem kiszonym i tahinką ani mokrych nadgryzionych kanapek do kosza.

8. Zrezygnuj z plastikowego worka

Na zakupy chodzimy ze swoją materiałową torbą albo z plecakiem. Sto razy zdarzyło mi się wpaść spontanicznie do sklepu bez przygotowania zanim wymyśliłam żeby jedną małą materiałową torbę mieć zawsze przy sobie (noszę w kieszeni kurtki albo w torebce).

Owoce i warzywa w supermarkecie też da się zważyć bez wcześniejszego wpakowania je do foliowego woreczka. Stosowanie się do tego punktu wymaga czasami czujności – trzeba poinformować sprzedawcę w warzywniaku żeby nie pakował produktów do torebek.   

Znalazłam taką ciekawą informację w Internecie, że Sven Gustaf Thulin, który w połowie lat 60tych opatentował worki foliowe myślał, że rozwiązanie to pomoże zredukować problem zbyt dużej ilości śmieci. W jego głowie worki foliowe to miały być takie wielorazowe torby, które można zawsze zgnieść, schować do kieszeni  i nosić na każde zakupy. Wyszło trochę bokiem 🙂

9. Zrezygnuj też z jedzenia, które jeszcze przed dotarciem do sklepu zostało wpakowane w plastikowe worki

Taki ryż albo kaszę, które najczęściej pakowane są w woreczki, można kupić również w wersji bez worków. Jeśli masz do wyboru jedzenie w mniejszych plastikowych woreczkach albo w większym, to wybierz to w większym. Ilość zużytego plastiku będzie mniejsza. W niektórych sklepach są również dostępne suche produkty zapakowane w papierowe torebki.

Jeśli masz w domu kupiony już wcześniej ryż w woreczkach, to wyrzuć te worki przed włożeniem ryżu do wody… czyli po prostu ugotuj ryż bez woreczków 🙂 Dla lepszego smaku i dla mniejszej ilości plastiku w jedzeniu. 

Rozcinasz worek, wsypujesz ryż do garnka, a potem jak się ugotuje to na sitko i gotowe! Wbrew temu co wydawało mi się zanim jeszcze zaczęłam korzystać z ryżu bez woreczków, gotowanie w ten sposób wcale nie jest trudniejsze. Jak przypomnę sobie walkę z rozcinaniem nożyczkami gorących woreczków i uciekanie przed rozgrzaną parą, to naprawdę myślę, że zrobienie tego przed ugotowaniem jest przyjemniejsze.

10. Bez butelek

Jeszcze nie tak dawno temu na czwarte piętro kamienicy regularnie wnosiliśmy sześciopaki wody niegazowanej. Nawet nie wiedziałam, ze można inaczej. Od jakichś 2 lat korzystamy z filtra, z czego cieszą się nasze ręce, nogi i plecy, które mają mniej zakupów do wtachania na górę. Nie ma jednoznacznych wytycznych, które by mówiły, od jakiego wieku dzieciom można podawać filtrowana wodę. Dla bezpieczeństwa niemowlętom można taką wodę po przefiltrowaniu dodatkowo zagotować. Dużym plusem korzystania z filtrowanej wody jest to, że nie musimy już non stop odkamieniać czajnika.

Staram się pamiętać również o zabieraniu wody ze sobą na spacery, żeby pierwszą rzeczą, jaką robimy po wyjściu z domu nie było szukanie sklepu, w którym można kupić piciu.

Nadal kupujemy wodę gazowaną. To jest coś, co zwłaszcza przy letniej pogodzie doskonale zastępuje mi zimną colę, którą dawno temu nałogowo popijałam. Przymierzam się do nabycia sprzętu do robienia gazowanej wody. Jeśli macie coś do polecenia to chętnie poznam.

11. Bez kanapek w foliówkach

Bobo ma swój pojemnik na jedzenie, które zabieramy na spacery. Taki szczelny lunchbox, który nie otwiera mi się w torebce, ostatnio obowiązkowo obklejony ulubioną naklejką.      

12. Zabawki

Na koniec tak już niejedzenowo, ale zabawek wokół jest tak dużo, że muszę o tym wspomnieć. Na palcach obu rąk mogłabym policzyć zabawki, jakie kupiliśmy córce, co nie zmienia faktu, że ma ich mnóstwo. Mamy trochę zabawek po innych dzieciach, zabawki, które Bobo dostała w prezencie, jakieś wygrzebane nasze stare misie. Póki co przy niczym i tak nie posiedzi dłużej niż 2 minuty. W Berlinie, gdzie teraz mieszkamy jest dużo pokojów zabaw, do których można przyprowadzić dziecko żeby się wybawiło nieznanymi do tej pory zabawkami. Dużo też wychodzimy na dwór, gdzie kamienie, patyki, a przede wszystkim wspinanie się na schody i ławki zajmuje córkę dłużej niż najlepsza interaktywna zabawka.

A na zakończenie moje następne zero waste ‚owe kroki:

Chciałabym chodzić z własnym kubkiem po kawę, bo ilość zużywanych jednorazowych kubków do napojów jest gigantyczna. Myślę też o tym, żeby przed rozpoczęciem sezonu lodowego spakować do torebki małą łyżeczkę i nie korzystać więcej z jednorazowych patyczków do lodów.    

Macie jakieś swoje sposoby na ograniczanie śmieci? Chętnie się czegoś od Was nauczę 🙂