Menu dla dzieci

12 sierpnia 2020, 

Czego nie znajdziemy w restauracyjnym menu dla dzieci ?

  • rosołu (ewentualnie pomidorowej)
  • nuggetsów z frytkami
  • spaghetti
  • risotto z dorszem i zielonymi warzywami
  • naleśników z nutellą

Pierwsze posiłki naszego Bobo w restauracji wyglądały zawsze tak, że dzieliliśmy się z córką tym, co z naszych talerzy nadawało się do zjedzenia przez małe dziecko. Najczęściej były to miękkie nieposolone warzywa. Zjadała mało i nie potrzebowała swojej porcji, dlatego na menu dla dzieci nie zatrzymywałam zbyt długo wzroku.

Ponieważ dzidzia już urosła i jak się rozpędzi to zjada większość mojej porcji, a dodatkowo odpadła nam opcja „dobra, najwyżej doje mlekiem”, to zaczęłam ostatnio uważniej przyglądać się propozycjom z menu skierowanym do dzieci.

Jest nuuudno 🙂

Bardzo rzadko można znaleźć coś, co nie jest zupą, kurczakiem (najczęściej w postaci nuggetsów), makaronem albo naleśnikami (ewentualnie plackami). Od czasu do czasu znajdzie się też jakaś parówka czy kiełbasa. I zwykle pełno ketchupu.

Ja wiem, że to są „bezpieczne” potrawy i że prawie każde dziecko będzie usatysfakcjonowane takim obiadkiem, ale tak sobie myślę, że proponowanie maluchom tylko tego, co już znają ogranicza możliwość poznawania się z nowymi smakami.

Zazwyczaj mam tak, że kiedy wychodzimy na obiad do restauracji, lubię próbować czegoś nowego, poznawać nowe miejsca czy jeść coś po raz pierwszy w życiu. I nie tylko ja tak mam 🙂 Wydarzenie, jakim jest wyjście „na miasto” sprzyja większej otwartości na smaki. Menu dla dorosłych często daje takie możliwości. Menu dla dzieci zwykle wygląda tak samo niezależnie od rodzaju restauracji.  

I jasne, że maluchy w okresie neofobii czy po prostu dzieci, które nie lubią eksperymentować z jedzeniem, nie będą się z wielką chęcią rzucać na potrawy, które widzą po raz pierwszy, ale jak nie będziemy próbować poszerzać ich repertuaru akceptowalnych dań, to on się sam z siebie nie poszerzy.     

Menu dla dzieci.

menu dla dzieci

Doświadczeń z dziecięcym menu mam niewiele. Skusiłam się na nie raz, podczas podróży pociągiem, kiedy to na samym początku podróży cała zawartość pudełka z jedzeniem przygotowanym dla Bobo wylądowała na podłodze. Aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia – cały przedział w borówkach 🙂 Z menu dziecięcego mogliśmy wybrać zupę albo placki z jabłkami. W czasach pandemii oferta pociągowej restauracji jest mocno ograniczona. Padło na placki. Nie jestem ostatecznie pewna czy w środku były w ogóle jakieś jabłka. Bardziej stawiałam na jakiś sok jabłkowy czy coś podobnego. Cukru za to mnóstwo. Jasne, że dziecku smakowały (na szczęście udało się wynegocjować, że jeden jest jej, a drugi dla taty).

O tym, że dzieci kochają słodki smak i dlaczego tak jest, pisałam tutaj.

Trochę też rozumiem osoby przygotowujące restauracyjne potrawy dla dzieci. Jak się poda maluchom to, co lubią, posłodzi odpowiednio mocno albo jeszcze lepiej – zrobi taki fajny cukrowo-tłuszczowy mix, to i dzieci będą zadowolone, i rodzice chętnie wrócą w takie miejsce, gdzie dziecko dużo je. Pewnie przygotowywanie dań obfitujących w warzywa, z małą ilością cukru i soli jest bardziej ryzykowne (bo dziecko powie, że ble i zostawi i rodzic będzie się bujał z takim niedojadkiem).

Nie wiem jak będzie za jakiś czas, ale dopóki moja córka jest otwarta na nowe smaki i częstuje się z naszych talerzy dość różnorodnym jedzeniem, nie korzystamy z dziecięcego menu. Często prosimy kelnera żeby niektóre nasze potrawy były bez soli (jeśli jest taka możliwość) czy wybieramy lemoniadę bez cukru. Mam takie doświadczenia, że córka w restauracji je więcej nowych potraw niż w domu. Wyjścia „na jedzenie” poza dom stwarzają dużo okazji do poznania potraw, których nie potrafiłabym zrobić sama we własnej kuchni.

Wiem jednak, że są też dzieci, które nie lubią próbować tego, czego nie znają w obcym dla nich środowisku. W pewnych okresach życia wiele maluchów w ogóle odmawia czegokolwiek poza znanymi ulubionymi potrawami. W takich przypadkach sięganie po dziecięce menu można spróbować zastąpić „dorosłą” opcją, która nie będzie czymś totalnie nowym, ale taką mieszanką znanych i lubianych produktów z odrobiną nowości. Zazwyczaj bezpieczniejsze są potrawy, w których składniki nie są ze sobą wymieszane. Można się o tym łatwo przekonać polewając bez pytania dziecku sosem ziemniaka albo mieszając mu jogurt z kulkami, kiedy to według wizji Bobo miały się ze sobą nie stykać 🙂

Jakie macie doświadczenia z menu dla dzieci? Korzystacie?