„Jak zjesz obiad to dostaniesz ciastko”, czyli nagradzanie słodyczami

25 czerwca 2020, 

Nagradzanie słodyczami – czy ma sens?

Są takie trzy rzeczy, które dziecko zrozumie jak będzie regularnie słyszało, że za zjedzenie warzyw dostanie coś słodkiego.

✔️ Po pierwsze

Że słodycze są wspaniałe, atrakcyjne i warto się przemęczyć żeby je dostać. Trzeba tylko na chwilkę zagryźć zęby i wcisnąć te niedobre brokuły, żeby za chwilę móc delektować się czymś znacznie pyszniejszym niż obiad, czyli ciastkiem.

Badania pokazują, że jeśli dzieci za zjedzenie pokarmu dostają w nagrodę jakiś inny pokarm, to lepiej oceniają te produkty, które stanowią nagrodę. I to nie tylko wtedy kiedy nagrodą są ociekające cukrem pyszności (bo nie potrzeba badań żeby się dowiedzieć, że dziecko uważa batona za smaczniejszego od brukselki 🙂 ).
Kiedy dzieciom podano dwa produkty, których poziom smakowitości był taki sam (dwa owocowe batoniki o różnych smakach) i uzależniono spożycie jednego od spożycia drugiego, to okazało się, że zaczęły gorzej oceniać produkt, który musiały zjeść aby otrzymać nagrodę. Z kolei ten batonik, który stanowił nagrodę smakował im bardziej. Co ciekawe jeśli jadły te same batoniki jeden po drugim (bez uzależniania otrzymania jednego od zjedzenia drugiego) to uważały, że oba są tak samo smaczne.

✔️ Po drugie

Podając maluchowi słodycze po obiedzie (kiedy ma pełny żołądek) uczy się go, że „na deser zawsze znajdzie się miejsce”. Jeszcze nie słyszałam żeby jakieś Bobo na widok lodów powiedziało „nie, nie mamusiu, tego już nie zmieszczę, przecież najadłem się kalafiorem”.
Jeśli batonik zawsze wywołuje reakcję „WOW!!!” lub „jem!!!!”, to podawanie go na pełen brzuch uczy dziecko, że nawet jak mu ten brzuch pęka od jedzenia, to coś się jeszcze do niego zmieści. Takie nagradzanie słodyczami oddala dziecko od kończenia posiłku kiedy jest najedzone.

To takie kompletne zaprzeczenie jedzenia w odpowiedzi na sygnały głodu i sytości wysyłane przez organizm.

✔️ Po trzecie

Robiąc ze słodyczy nagrodę łączymy ich spożywanie z odczuwaniem przyjemnych emocji. Deser sam w sobie dostarcza przyjemności (jedzenie słodyczy było, jest i będzie przyjemne i to jest zupełnie normalne), ale każąc dziecku się pomęczyć i zasłużyć na jego zjedzenie, dodajemy mu jeszcze więcej atrakcyjności i zwiększamy szanse na to, że dziecko będzie jadło tych słodyczy więcej.

Jak w takim razie podać dziecku deser?

U nas w domu nie mamy zwyczaju jedzenia deserów bezpośrednio po posiłku. Nie jest to żadna przemyślana strategia, podejrzewam, że robię tak, bo całe życie tak jadłam (przerwa na obiad i powrót do zabawy 🙂 ).

Żeby uniknąć podawania słodyczy w nagrodę za zjedzenie posiłku, można oddzielić je od siebie w czasie. Czyli nie jemy ciacha na pełen brzuch bezpośrednio po obiedzie. Wstajemy od stołu i po jakimś czasie siadamy znowu i zabieramy się za słodkie.

Drugim pomysłem jest podanie obiadu i słodkiego jednocześnie. Tylko robiąc tak musimy zaakceptować to, że dziecko podejmuje decyzję odnośnie tego co zje i ile tego zje. Kładąc przed nim mięso, ziemniaki i budyń trzeba liczyć się z tym, że mięso i ziemniaki pozostaną nietknięte.

Obojętnie czy razem z obiadem, czy po przerwie ważne jest to, żeby nie uzależniać podania deseru od tego czy Bobo zjadło ten obiad, czy nie. Żadnego „jak nie zjesz zupy, to nie będzie czekolady” plis 🙂 Nagradzanie słodyczami albo straszenie, że słodyczy nie będzie zdecydowanie nie niosą ze sobą niczego dobrego.

Bo może nawet i dziecko wciśnie tę zupkę żeby dostać deser, ale ważniejsza niż ten jeden posiłek jest zdrowa relacja z jedzeniem. Taka na całe życie.

O tym, czego jeszcze nie mówić do dzieci podczas posiłków przeczytasz tutaj.